Sportalm siedzi dokładnie w tym miejscu, gdzie większość marek się boi. Nie jest tanim odjazdowym outfitem ze sklepów sportowych, ale też nie próbuje udawać Moncler z ich hektolitrami marketingu i celebrytami. To taki segment premium, który w narciarskim świecie zajmuje może z 1% rynku w Alpach – wąski, ale konkretny.
W Polsce bardzo niewielu ludzi w ogóle wie, że ta marka istnieje. Jak wspomnisz o niej na jakimś losowym stoku pod Zakopanem, dostaniesz pusty wzrok. Ale jak trafisz na grupę, która jeździ zimą do Austrii czy Szwajcarii, tam już wiedzą. I właśnie o to chodzi.
Sportalm – co to za marka – zobacz alpejski luksus w pigułce

Typowa klientka Sportalm – no dobra, spójrzmy na nią:
- Ma te 35-55 lat, może trochę więcej albo mniej, ale głównie to kobiety, które mają już ustabilizowaną sytuację
- Jeździ na narty nie raz w sezonie „bo fajnie”, tylko systematycznie, często do konkretnych miejsc – Kitzbühel, St. Moritz, czasem Aspen
- Après-ski to dla niej nie przypadkowa knajpa przy stoku, tylko część wieczoru, gdzie się bywa
- W mieście też nie ubiera się byle jak zimą – chce wyglądać dobrze, ale bez krzyku
Ona nie szuka najtańszej kurtki, która przetrwa sezon. Szuka czegoś, co będzie działać na stoku, ale jednocześnie nie sprawi, że będzie wyglądać jak kolorowa papuga albo jak zawodowa alpinistka z Everestu. Sportowy look owszem, ale z pewną elegancją. I za to jest gotowa zapłacić – bo cena tutaj to też trochę element tego klubu. Jak coś kosztuje mniej niż trzeba, to podejrzane.
Sportalm w Polsce działa trochę inaczej niż na Zachodzie – my tutaj postrzegamy ją jako bardziej dostępną wersję tych najbardziej nadmuchanych marek, a jednocześnie dalej jest to niszówka.
Projekty tej marki to nie są rzeczy na jednorazowy zjazd w Szczyrku. To sprzęt na intensywne użycie w dobrych kurortach, na imprezy wieczorowe przy stoku, ale też na zimowy lifestyle w mieście. Taka funkcjonalność plus styl, gdzie jedno bez drugiego nie ma sensu.
Dlatego jak już wiesz, w jakim segmencie Sportalm działa i do kogo mówi, warto spojrzeć na to, jak w ogóle doszli do tego punktu. Bo przecież nie zaczęli od razu jako marka high-end.

Od warsztatu w Kitzbühel do ikony après‑ski – historia i pozycjonowanie
Wiesz, kiedy przeglądam stronę kolejnej marki narciarskiej i widzę „since 1953”, to często myślę: no dobra, ale co się właściwie od tamtego czasu zmieniło? Przy Sportalm ta historia naprawdę znaczy coś więcej niż tylko cyferki na metce.
Wszystko zaczęło się w małym warsztacie w Kitzbühel, właśnie w 1953 r., tuż po wojnie. Wtedy sporty zimowe dopiero się rozkręcały w Alpach – ludzie odkrywali, że narciarstwo to nie tylko szaleństwo kilku odważnych, ale może być coś dla zwykłych ludzi. Mała szwalni w sercu austriackich Alp szyła odzież dla lokalnych narciarzy, którzy znali każdą ścieżkę w okolicy. Żadnego dużego marketingu, żadnych bajerów. Po prostu porządne ubranie na stok.
| Rok | Wydarzenie |
|---|---|
| 1953 r. | Powstanie warsztatu w Kitzbühel – szycie dla lokalnych narciarzy |
| Lata 60.-70. | Pierwsze innowacje materiałowe, rozpoznawalność w alpejskich kurortach |
| Lata 80.-90. | Ekspansja międzynarodowa, współpraca z FIS i klubami narciarskimi |
| Po 2000 r. | Wejście w segment lifestyle, kolekcje Sportalm Kitzbühel, kryształy Swarovski |
| 2023 r. | 70‑lecie marki – ugruntowanie pozycji alpejskiej ikony |
Przełom przyszedł gdzieś w latach 70., kiedy Sportalm zaczęła być zauważana poza lokalnymi ośrodkami. Wtedy narciarstwo stawało się coraz bardziej glamour – już nie tylko funkcja, ale też wygląd. I marka zaczęła to czuć, reagować. W latach 80. weszli na międzynarodowe targi ISPO Munich, zaczęli sponsorować kluby, współpracować z FIS. To był moment, kiedy z lokalnego rzemiosła stali się czymś większym.
Pamiętasz ten przełom, kiedy après‑ski przestało być tylko piciem Jaegermeistra w butach? To właśnie wtedy Sportalm złapała swoją niszę. Futro, wełna merino, te słynne kryształy na kurtkach – nagle z funkcjonalnej odzieży roboczej marka stała się synonimem luksusowej alpejskiej elegancji. Limitowane kolekcje, te z dopiskiem „Kitzbühel” w nazwie, to już nie tylko narciarstwo. To był statement, że ty się znasz, że wiesz, co to znaczy prawdziwy alpejski styl.
Hahnenkamm Race to zresztą osobna historia – każdy rok ten sam wyścig, a Sportalm tam obecna jakby od zawsze. Takie rzeczy budują tę autentyczność, tego nie da się kupić reklamą.
Dzisiaj jak patrzysz na Sportalm, widzisz efekt siedemdziesięciu lat małych zmian, reakcji na to, jak rynek się kręci. Od warsztatu do międzynarodowej rozpoznawalności, ale ta lokalna dusza z Kitzbühel jakoś została. I to właśnie dlatego, kiedy mówią „alpejska ikona”, to nie brzmi jak pusta reklama. Bo za tym stoi konkretna ścieżka.
Oczywiście historia to jedno, ale dziś decydują też rzeczy bardziej namacalne – materiały, wykończenie, proporcje jakości do ceny.

Technologie, jakość i ceny – czy Sportalm jest warta swojej półki cenowej?
Za co właściwie płacisz, kupując Sportalm?
To pytanie pada w przymierzalni, gdy widzisz metkę z ceną i zastanawiasz się, czy ta kurtka naprawdę może być warta tyle co dobry used car w wersji basic. Spójrzmy na to merytorycznie.
Dry-Tex Pro – główna membrana Sportalm – deklaruje 20 000 mm słupa wody i 20 000 g/m²/24 h oddychalności. Brzmi technicznie, ale w praktyce oznacza, że możesz siedzieć na śniegu podczas zjazdu w mokrej mżawce i nadal pozostaniesz sucha. Dla porównania – masowe marki sportowe często operują na poziomie 10 000/10 000, co wystarcza na zwykły dzień na stoku, ale przy intensywnym śniegu lub długich godzinach na górze różnica jest odczuwalna.
Ocieplenie to głównie Primaloft albo ich autorski Eco-Fill – syntetyki, które działają nawet mokre, co przy naszej zmiennej pogodzie w Alpach ma sens. Część kolekcji używa naturalnego puchu (Downdraft) z certyfikatem OEKO-TEX, co gwarantuje brak szkodliwych substancji. Nie rewolucja, ale solidny mainstream premium.
| Obszar | Co oferuje Sportalm | Co to oznacza dla Ciebie |
|---|---|---|
| Wodoodporność | 20 000 mm (Dry-Tex Pro) | Ochrona w mokrym śniegu, deszczu, długich sesjach |
| Oddychalność | 20 000 g/m²/24 h | Nie przegrzejesz się przy intensywnej jeździe |
| Ocieplenie | Primaloft/Eco-Fill/Downdraft | Ciepło nawet po zamoczeniu, lekka waga |
| Krój | Dopasowany, ergonomiczny | Sylwetka nie ginie pod materiałem |
| Detale | Śniegołapy, kieszenie cargo, regulatory | Funkcjonalność + wizerunek |
No właśnie, te detale. Śniegołapy z silikonem, kieszenie cargo umieszczone tak, żeby nie ucierać, asymetryczne zamki, regulatory w tali i kapturze – to nie gadżety, to różnica między „jakoś jeżdżę” a „wszystko działa”. A futerka i kryształy Swarovski? Tutaj wchodzimy w ten niuans, że kupujesz nie tylko kurtkę techniczną, ale też statement – i właśnie tu zaczyna się pytanie o cenę.
Kurtka Sportalm to wydatek rzędu 2500-4500 zł, spodnie 1500-2500 zł, swetry techniczne 800-1500 zł. Masowe marki? Połowa tej ceny. Bogner, Toni Sailer? Półtora raza więcej. Sportalm siedzi gdzieś pośrodku górnej półki. Jeśli jeździsz trzy razy w sezonie i nie zależy ci szczególnie na wyglądzie, uczciwie mówiąc – przepłacasz. Ale jeśli spędzasz na stoku tygodnie, lubisz dobrze wyglądać i cenisz rzeczy, które po prostu działają bez zastanowienia, relacja jakość-cena zaczyna się spinać.
Sportalm ma sens dla kogoś, kto traktuje narty poważnie, ale nie obsesyjnie technicznie – liczy się równowaga między funkcją a estetyką. Dla weekendowej narciarki, która chce kupić raz i dobrze, ale nie popadać w segment ultra-luksusowy, gdzie płacisz już głównie za logo.

Jak świadomie wybrać Sportalm i co dalej z tą marką zrobić?
Znasz już markę, jej austrę DNA i poziom wykonania. Teraz pytanie brzmi: czy Sportalm ma sens w Twoim życiu? Bo nie chodzi o to, żeby kupić kolejną kurtkę, tylko żeby zainwestować rozsądnie w coś, co będzie działać przez kilka sezonów. I tutaj potrzebujesz szczerości wobec siebie.
Zadaj sobie te pytania zanim wydasz kilka tysięcy złotych. Po pierwsze: jak często faktycznie jeździsz w góry? Dwa razy w sezonie na tydzień to jedno, a wyjazdy co weekend to zupełnie inna historia. Po drugie: gdzie jeździsz? Jeśli stawiasz na St. Moritz czy Kitzbühel, Sportalm będzie tam naturalnym wyborem. Polskie Tatry albo Czechy – też działa, ale niekoniecznie potrzebujesz akurat tej marki. Po trzecie: co jest dla Ciebie ważniejsze – żeby wyglądać dobrze czy mieć pewność, że technicznie nic Ci nie grozi? Bo Sportalm gra na pograniczu tych dwóch światów, ale jednak mocniej stawia na estetykę.
Kolejna sprawa to Twój stosunek do luksusowych marek w ogóle. Jeśli nosisz COS i H&M, skok do Sportalm może być za duży mentalnie. Jeśli masz w szafie Moncler albo Max Mara – tutaj jest logiczna kontynuacja. I wreszcie budżet: ile jesteś w stanie przeznaczyć na zimową garderobę bez poczucia winy?
Jak będziesz używać rzeczy od Sportalm to też spory temat. Możesz kupić kompletny zestaw i traktować go jako swoją główną zbroję na stoku przez trzy-cztery sezony. Korzyść? Niezłe dopasowanie stylistyczne, wszystko ze sobą gra, czujesz się spójnie. Ryzyko? Szybkie znudzenie się jednym lookiem i frustracja, że włożyłaś sporą kasę w jedną kostkę.
Drugi scenariusz to statement piece – jedna kurtka albo kombinezon na après-ski i lounge w kurorcie. Tutaj inwestujesz mniej, za to masz efekt wow. Problem w tym, że na samym stoku możesz chodzić w czymś mniej wyrazistym i wtedy te kilka godzin po zjeździe musi naprawdę ciągnąć całą inwestycję.
Jest jeszcze trzecia droga: hybryda ski-urban, czyli nosisz tę kurtkę też w mieście zimą. Sportalm zaczyna grać w tym kierunku coraz mocniej, bo trend wskazuje właśnie tam. Plus – amortyzujesz zakup na więcej okazji. Minus – w polskich realiach możesz być odrobinę too much na ulicy, zwłaszcza poza dużymi miastami.
Jeśli chodzi o przyszłość marki, sygnały są stabilne. Sportalm wchodzi mocniej w materiały z recyklingu, choć nie krzyczy o tym na każdym kroku jak niektóre inne marki. Widać też ich rosnącą obecność w Polsce i całej Europie Środkowo-Wschodniej – otwierają nowe punkty, zaczynają być dostępni online. Brak skandali, brak gwałtownych zmian właścicieli. To daje poczucie, że Twoja inwestycja nie pójdzie na marne za rok, gdy marka nagle przestanie istnieć albo zmieni zupełnie kierunek.
Co dalej? Zacznij od researchu offline – umów przymiarki w salonach (Warszawa, Kraków mają punkty), poczuj tkaniny, sprawdź jakość wykończenia na żywo. Recenzje w internecie są okej, ale dotyk i test ruchu mówią więcej. Przy pierwszym kontakcie zwróć uwagę na detale: jak zachowują się zamki, czy podszewka nie ciągnie, jak kurtka siedzi przy uniesionej ręce. I pomyśl: czy widzisz tę rzecz za dwa sezony w swojej szafie z takim samym entuzjazmem jak dziś?
Jeśli odpowiedź brzmi tak – masz swoją markę.

Sportalm jako świadomy wybór – co wyniesiesz z tej marki za kilka lat?
Za pięć lat ta sama kurtka Sportalm, może z drobną rysą na łokciu, którą zdobyła na jakimś stoku w Tyrolu – i ty wciąż będziesz ją zakładać. Albo właśnie nie. To wszystko zależy od jednej, kluczowej rzeczy: czy od początku wiedziałaś, w co właściwie inwestujesz.
Sportalm to austriacka marka z alpejskim DNA, która od dekad łączy funkcję narciarską z modowym zacięciem. Nie jest to wielki komercyjny brand, który zobaczysz na każdej trzeciej osobie w kolejce do wyciągu. To niszowy high‑end z konkretną estetyką – trochę retro, trochę premium, zdecydowanie dla kogoś, kto chce się wyróżnić bez krzyku. I właśnie to „kto chce” jest tu najważniejsze.
Zanim wyciągniesz kartę, sprawdź, czy te wnioski pasują do twojego życia:
• Sportalm działa, jeśli zależy ci na prestiżu w niszowym wydaniu – nie rozpozna jej każdy, ale ci, którzy rozpoznają, wiedzą. To nie jest szerokorozpoznawalna marka jak Bogner, ale w odpowiednich miejscach (St. Moritz, Kitzbühel, niektóre lokalne stoki) budzi szacunek.
• Funkcjonalność jest bardzo dobra, ale to nie outfit dla ekstremalnych warunków. Jak jeździsz rekreacyjnie, spędzasz czas w górskim hotelu, doceniasz po‑narciarskie spacery – świetnie. Jeśli kombinujesz freeride poza trasą – może nie dla ciebie.
• Inwestycja w wizerunek to główna wartość – ta kurtka nie zrobi cię lepszą narciarką, ale wpłynie na to, jak cię postrzegają inni i jak ty postrzegasz samą siebie. To brzmi nieistotnie, ale w środowisku premium ma znaczenie.
• Zmiany w branży mogą pomóc Sportalm – rośnie zainteresowanie markami niszowymi, zrównoważonymi, z historią. Jeśli firma dobrze wykorzysta trend eco i ski‑urban, za kilka sezonów będzie jeszcze mocniejsza.
• Ryzyko? Kupujesz coś bardzo specyficznego – jeśli zmienią się twoje priorytety albo Sportalm nie nadąża za trendami technologicznymi, możesz poczuć, że to była droga gratka bez drugiego życia.
Za trzy czy pięć sezonów turystyka zimowa będzie inna. Coraz więcej osób szuka autentyczności, chce mieć garderobę, którą rzeczywiście użytkuje, a nie wymienia co rok. Hybryda ski‑urban rozwija się – może będziesz nosić tę kurtkę nie tylko na stoku, ale i w Warszawie zimą? Pytanie brzmi: czy Sportalm wpisze się w twoje przyszłe potrzeby, czy będzie wspomnieniem chwilowego zauroczenia alpejską estetyką.

Jeśli poważnie rozważasz zakup, zrób trzy rzeczy w ten weekend. Znajdź sklep stacjonarny, gdzie możesz przymierzyć – Sportalm wymaga fizycznego kontaktu, zdjęcia online nie oddają materiału. Porównaj z jedną konkurencyjną marką, żeby zobaczyć różnicę w kroju i detalach. I zapisz na kartce, co dokładnie chcesz osiągnąć tą kurtką – prestiż, komfort, a może po prostu radość z pięknej rzeczy. Jak odpowiedź będzie jasna, decyzja przyjdzie sama.
Nadia Z
redakcja sport & lifestyle
Premium Journalist

