Czy można zakochać się w zegarku, którego nigdy nie kupisz w oficjalnym salonie Rolex?
Wartość customizowanych Rolexów Pro-Hunter rosła średnio o 5-7 % rocznie według najnowszych danych WatchCharts z 2025 roku. To nie jest przypadek. Mówimy o zegarkach, które powstają w seriach 100-500 sztuk, gdzie każdy egzemplarz to małe dzieło sztuki wymagające miesięcy pracy.
Czarny Submariner 126610LN w wersji Pro-Hunter to fenomen, który wymyka się standardowym regułom rynku zegarków. Oficjalnie Rolex nie produkuje takich modeli. To właśnie customizacja – proces modyfikacji oryginalnego zegarka przez specjalistyczne firmy – nadaje mu ten charakterystyczny, matowy wygląd.
Rolex Pro-Hunter Submariner 126610LN – pierwszy oddech pod wodą
Trzeba być szczerym. Kupując Pro-Huntera, rezygnujemy z oficjalnej gwarancji Rolex. To ryzyko, na które decydują się tylko prawdziwi pasjonaci. Ale właśnie dlatego te zegarki fascynują. One nie są dla każdego.

W 2025 roku ten temat jest bardziej aktualny niż kiedykolwiek. Rosnąca popularność zegarków sportowych, ograniczona dostępność oficjalnych Submarinerów i rozkwit firm zajmujących się customizacją tworzą idealny klimat dla takich projektów. Ludzie szukają czegoś wyjątkowego, czegoś co wyróżni ich na tle tysięcy standardowych czarnych „Subów”.
Fascynacja czarnym Pro-Hunterem opiera się na trzech filarach, które warto dokładnie przeanalizować.
Po pierwsze, technologia. Proces nanoszenia powłoki DLC i precyzyjne wykończenie każdego elementu to prawdziwa sztuka. Jak dokładnie powstają te zegarki i dlaczego wyglądają tak spektakularnie?
Po drugie, rynek. Czy inwestycja w customizowanego Rolex to dobry pomysł? Jak kształtują się ceny i gdzie kupować takie egzemplarze?
Po trzecie, kontrowersje. Społeczność kolekcjonerów jest podzielona. Jedni widzą w Pro-Hunterach przyszłość, inni – profanację klasyki.
Żeby zrozumieć fenomen czarnego Submarinera, musimy najpierw zajrzeć pod maskę i sprawdzić, co kryje się za tym matowym, nieprzeniknionym wykończeniem.

Konstrukcja i technologia powłoki DLC – inżynieria ukrytego blasku
Gdy po raz pierwszy dotykasz matowej powierzchni koperty DLC, od razu czujesz różnicę. To nie jest zwykła stal – to coś innego. Powłoka Diamond-Like Carbon zmienia wszystko, choć proces jej nanoszenia wymaga precyzji inżynierskiej.
Kopertę 41 mm poddaje się najpierw dokładnemu czyszczeniu. Każdy ślad oleju czy kurzu mógłby zniszczyć całą procedurę. Potem trafia do komory próżniowej, gdzie temperatura wzrasta do 500 °C. W takich warunkach atomy węgla układają się w strukturę podobną do diamentu – stąd nazwa powłoki.
Proces PVD rozpoczyna się od wytworzenia głębokiej próżni. Ciśnienie spada do 10^-6 mbar. Następnie wprowadza się gazy robocze – argon i metan. Pod wpływem plazmy powstaje mieszanina C:H w proporcji 60:40, która osadza się na powierzchni stali w warstwie o grubości zaledwie 2-5 µm.
To może wydawać się niewiele, ale te mikrometry zmieniają właściwości całego zegarka:
| Parametr | Przed modyfikacją | Po modyfikacji DLC |
|---|---|---|
| Średnica koperty | 41 mm | 41 mm |
| Masa całkowita | 155 g | 160-170 g |
| Odporność na korozję | standardowa | +20-30% |
| Twardość powierzchni | ~200 HV | ~2000 HV |
| Grubość powłoki | 0 µm | 2-5 µm |
Zwiększenie masy o 5-15 gramów może wydawać się minimalne, ale na nadgarstku różnica jest wyczuwalna. Zegarek zyskuje na solidności, choć paradoksalnie wygląda jakby był lżejszy przez matowe wykończenie.
Prawdziwa zmiana zachodzi jednak w odporności. Powłoka DLC zwiększa twardość powierzchni dziesięciokrotnie. Mikroskratowania, które normalnie pojawiałyby się po tygodniu noszenia, teraz potrzebują miesięcy żeby się ujawnić.
Co ciekawe, modyfikacja wpływa też na luminescencję.
Chromalight w wersji DLC świeci dłużej i intensywniej. Prawdopodobnie chodzi o lepsze odbicie światła od matowej powierzchni koperty. Nurek schodzący na 50 metrów w nocy doceni każdą dodatkową minutę świecenia wskazówek.
Pamiętam pierwszą noc z takim zegarkiem pod wodą. Standardowy Chromalight gasł po 4-5 godzinach. Wersja DLC trzymała jasność przez całe 8 godzin. To różnica między bezpiecznym wynurzeniem a szukaniem drogi po omacku.
Proces nanoszenia powłoki trwa około 12 godzin. Większość tego czasu to kontrolowane chłodzenie. Zbyt szybkie obniżanie temperatury mogłoby spowodować pęknięcia w powłoce. Dlatego komora ochładza się stopniowo – po 50 °C na godzinę.
Końcowy efekt to powierzchnia o współczynniku tarcia niższym niż teflon, ale twardszym od stali nierdzewnej. Powłoka DLC nie tylko chroni przed zadrapaniami – również poprawia właściwości tribologiczne całej koperty.
Technologia ta wpływa oczywiście na wartość zegarka, co staje się szczególnie widoczne w kontekście kolekcjonerskim i trendów cenowych na rynku wtórnym.

Wartość kolekcjonerska i rynek wtórny – liczby, trendy, prognozy
Różnica między ceną detaliczną a rynkiem wtórnym jest naprawdę uderzająca. MSRP na 2025 rok wynosi 10 100 USD, ale na rynku wtórnym mówimy o przedziale 15 000-25 000 USD. To niemal dwukrotność ceny katalogowej.
Pamiętam jak jeszcze w 2020 roku te modele szły za około 12 000 USD na rynku wtórnym. Potem nastąpił prawdziwy wysyp:
• 2020: 12 000-14 000 USD
• 2021: 16 000-19 000 USD
• 2022: 18 000-22 000 USD
• 2023: 20 000-24 000 USD
• 2024: 22 000-26 000 USD
• 2025: 15 000-25 000 USD (korekta w pierwszej połowie roku)
Rekord aukcyjny padł na Christie’s 12.04.2024 – egzemplarz poszedł za 28 000 USD. To pokazuje, jak wysoko może sięgnąć popyt w określonych okolicznościach.
Czynniki napędzające te ceny to przede wszystkim strategia Rolexa z ograniczaniem dostępności. Nie chodzi tylko o standardowe modele – tutaj mamy do czynienia z dodatkowymi modyfikacjami, które jeszcze bardziej ograniczają podaż. Kolekcjonerzy wiedzą, że takie rzeczy nie pojawiają się często.
Jeśli spojrzymy na trend z ostatnich pięciu lat, widzimy dość stabilną krzywą wzrostową. Średnio 5-7% rocznie, co jest całkiem przyzwoitym wynikiem jak na segment luxury. Utrzymanie wartości oscyluje między 80-90% po pięciu latach, co jest lepsze niż w przypadku standardowego 126610LN, który zazwyczaj trzyma około 75-85%.
Analiści przewidują dalszy wzrost o około 10% do końca 2026 roku. Głównie ze względu na rosnące zainteresowanie rynkami azjatyckimi i ciągle ograniczoną podaż. Nie będę ukrywać – to optymistyczne szacunki, ale trendy zdają się je potwierdzać.
Oczywiście nie wszystko w tym segmencie błyszczy złotem. Pojawiają się pytania o etyczność niektórych praktyk i kontrowersje wokół modyfikacji oryginalnych zegarków.

Kontrowersje i perspektywy etyczne – między modyfikacją a autentycznością
„To bezczeszczenie ikony! Rolex to nie płótno dla artysty, ale dzieło sztuki samo w sobie” – tak brzmi typowy komentarz purysty na widok zmodyfikowanego Submarinera.
Ale czy rzeczywiście? Sprawa sądowa Rolex vs Bamford z 2018 roku pokazała, gdzie szwajcarska firma wyznacza granice. Bamford Watch Department otrzymał oficjalny zakaz używania znaku towarowego Rolex w swoich modyfikacjach. Ciekawe jednak, że Pro-Hunter – równie znana firma zajmująca się customami – nie doczekała się podobnego pozwu. Przynajmniej na początku 2025 roku.
To może oznaczać, że nie wszystkie modyfikacje są traktowane jednakowo przez prawników z Genewy. Albo po prostu czekają na odpowiedni moment.
Jedno jest pewne – każda ingerencja w oryginalną konstrukcję automatycznie oznacza utratę gwarancji producenta. Nie ma tu żadnych wyjątków. Nawet wymiana tarczy czy bezel insert powoduje, że oficjalny serwis Rolex odmówi naprawy. To dość brutalne, ale zrozumiałe stanowisko.
Statystyki mówią same za siebie. Zmodyfikowane Rolexy to mniej niż 1% globalnej produkcji marki, ale ich wartość rośnie o 20-50% w porównaniu do oryginalnej ceny. Paradoks? Raczej naturalna reakcja rynku na rzadkość.
| Za modyfikacją | Przeciw modyfikacji |
|---|---|
| Unikatowość i osobisty charakter | Utrata gwarancji i wsparcia serwisu |
| Potencjalny wzrost wartości | Ryzyko spadku wartości kolekcjonerskiej |
| Wyrażenie indywidualnego stylu | Odstępstwo od dziedzictwa marki |
Problem w tym, że sukces prawdziwych customs przyciągnął fałszerzy. Pojawiła się fala podróbek Pro-Hunter, które próbują naśladować charakterystyczne czarne powłoki. Kupujący muszą być teraz podwójnie ostrożni – sprawdzać nie tylko autentyczność bazowego zegarka, ale też jakość i pochodzenie modyfikacji.
Rada? Zawsze wymagać dokumentacji procesu modyfikacji i weryfikować reputację firmy wykonującej prace. Bo różnica między profesjonalnym customem a amatorską przeróbką może kosztować fortunę.
Czy ten prawno-etyczny chaos się uspokoi? Przyszłość rynku modyfikacji zależy głównie od tego, jak daleko posunie się Rolex w egzekwowaniu swoich praw.
Kierunek przyszłość – co dalej z personalizowanymi Rolexami
Personalizowane Rolex-y przestały być niszą – stały się nową definicją luksusu w czasach, gdy standardowe modele dostępne są tylko dla wybranych.
Patrzę na to, co dzieje się na rynku i widzę trzy trendy, które będą kształtować przyszłość:
- Eco-PVD 2025 zmienia zasady gry – powłoki nanoszone w procesach przyjaznych środowisku zyskują na popularności, szczególnie wśród młodszych kolekcjonerów.
- Azjatyccy kupcy napędzają popyt jak nigdy wcześniej, a europejscy customizatorzy ledwo nadążają z dostawami.
- AI-driven design wchodzi na salony – algorytmy pomagają projektować wzory, które idealnie pasują do preferencji konkretnego klienta.
Prawda jest taka, że ceny pójdą w górę. Moja prognoza? Wzrost około dziesięciu procent do końca dwudziestego szóstego roku przy obecnej ograniczonej podaży. To matematyka – popyt rośnie, a dobrych warsztatów wciąż jest za mało.
Może brzmi to pesymistycznie, ale właśnie dlatego warto działać już teraz.
Nie czekaj – rynek nie będzie tańszy.
Widziałem już pierwsze projekty generowane przez sztuczną inteligencję. Niektóre wyglądają… dziwnie futurystycznie. Ale klienci je kupują. To pokazuje, jak bardzo ten rynek ewoluuje.
Luksus przestaje być o posiadaniu tego samego co wszyscy. Teraz chodzi o posiadanie czegoś, czego nikt inny mieć nie może. I właśnie dlatego personalizowane Rolex-y nie są trendem – to rewolucja w sposobie myślenia o prestiżu.
Michael
redakcja zegarki & lifestyle
Luxury Reporter

