Indie piją whisky więcej niż ktokolwiek inny na świecie. To fakt. Ale czy ktoś w Glasgow czy Edynburgu traktował to poważnie jeszcze piętnaście lat temu? Raczej nie. Problem tkwił w tym, że większość tego, co Hindusi nazywali whisky, powstawało z melasy – tanie, mocne trunki, które w Europie i Ameryce nazywano po prostu rumem albo czymś jeszcze gorszym. Kiedy w 2004 roku Amrut pojawił się za ladą jednego ze szkockich pubów jako pierwszy indyjski single malt, reakcje były mieszane. Ciekawość, ale też sporo sceptycyzmu.
Indian Malt Whisky Association – dlaczego powstało właśnie teraz?

Droga od taniego alkoholu do prawdziwego single malta nie była prosta. Indie przez dekady budowały swoją pozycję jako rynek zbytu, nie twórca. Dopiero sukcesy Amrut, później Paula Johna i niedawno Indri pokazały, że whisky z tego regionu potrafi stanąć obok szkockiej czy japońskiej. Problem? Każda z tych marek działała na własną rękę. Nie było wspólnego głosu, który mówiłby: „to my, Indie, i jesteśmy tutaj na serio”. Ta potrzeba doprowadziła do rejestracji organizacji w 2024 roku, a oficjalny start nastąpił w marcu 2025.
IMWA – Indian Malt Whisky Association – to w gruncie rzeczy odpowiedź na pytanie, jak zmienić postrzeganie całego kraju w kontekście whisky. Mówiąc wprost: zrzeszenie największych producentów whisky maltowej, które chce usadzić Indie przy stole z takimi graczami jak Szkocja, Irlandia czy Japonia. Nie jako egzotyczny dodatek, ale jako równorzędny partner.
Co sprawiło, że Indie zapragnęły własnego odpowiednika Scotch Whisky Association? Kilka rzeczy się złożyło:
- Globalny rozgłos pierwszych single maltów pokazał, że można więcej niż melasa.
- Brak wspólnych standardów osłabiał wiarygodność całego segmentu.
- Bez jednolitego przekazu marketing był chaotyczny i mało skuteczny.
Powołanie IMWA to przełom nie dlatego, że nagle coś się zmieniło w recepturach czy beczkach. Chodzi raczej o to, że Indie przestały czekać na uznanie z zewnątrz i wzięły sprawy w swoje ręce. Teraz można powiedzieć: istnieje instytucja, która definiuje, broni i promuje indyjską single malt jako oddzielną, wartościową kategorię.
W kolejnej części zobaczymy dokładną historię tej drogi – od pierwszych prób, przez kluczowe daty, aż po szczegóły tego, jak IMWA zamierza sprawić, że „Indian Single Malt” stanie się znanym określeniem na całym świecie.
Jak doszło do powstania IMWA – ścieżka od melasy do regulacji
Gdyby ktoś w latach dziewięćdziesiątych wspomniał o indyjskiej whisky, większość Europejczyków pewnie zmarszczałaby brwi. Nie bez przyczyny – to, co sprzedawano w butelkach z napisem „whisky” w Delhi czy Mumbaju, często nie miało nic wspólnego z tym, co w Szkocji uznawano za prawdziwy trunek.

Era melasy
Do mniej więcej 2004 roku rynek w Indiach wyglądał tak: ponad 90 procent „whisky” powstawało z melasy trzcinowej, nie ze zbóż. Produkowano ją na ogromną skalę, szybko, tanio – w ciepłym klimacie destylacja i leżakowanie biegły dużo szybciej niż w Europie. Problem? Według szkockich czy irlandzkich przepisów taka whisky w ogóle nie była whisky. Na Zachodzie przepisy wymagały zboża, minimalnego czasu w beczkach, ściśle określonych procesów. W Indiach te normy długo zwyczajnie nie obowiązywały. Owszem, dla lokalnych odbiorców to nie stanowiło przeszkody, ale zamykało drogę do eksportu i prestiżu.
Pierwsze single malt
Wszystko zaczęło się zmieniać jednego dnia w 2004 roku w Glasgow. Firma Amrut pokazała tam swój pierwszy single malt – wyprodukowany w Bangalore, leżakowany w całości ze słodu jęczmiennego. To było pierwsze takie wejście Indii na międzynarodową scenę, i trzeba powiedzieć, że reakcje zaskoczyły wielu. Zachodnie media nagle pisały o „nowej gwieździe z Azji”. Dlaczego aż tyle szumu? Bo to oznaczało, że Indie mogą robić coś więcej niż tylko tanie blended z melasy – potrafią konkurować jakością.
Po tym przełomie nastąpił prawdziwy boom. Około 2010 roku pojawiły się kolejne marki – Paul John, Rampur, później Indri, która zresztą wygrała kilka konkursów. Krajowy rynek single maltów rósł szybko, także dzięki rosnącej klasie średniej szukającej premium-produktów.
Od współpracy do IMWA
Im więcej sukcesów odnosili indyjscy producenci – nagrody, eksport – tym bardziej rażący stawał się brak wspólnych standardów. Każda firma działała na własną rękę, nie było jednej definicji ani reprezentacji. Presja rynku wymusiła zmianę.
| Data | Wydarzenie |
|---|---|
| 2004 r. | Premiera Amrut Single Malt w Glasgow |
| ok. 2010 r. | Wzrost liczby marek single malt na rynku indyjskim |
| lipiec 2024 r. | Rejestracja prawna IMWA w Gurgaon |
| 20.02.2025 | Złożenie wniosku o oznaczenie geograficzne (GI) dla indyjskiej single malt |
| 20.03.2025 | Oficjalny publiczny launch IMWA w New Delhi |
IMWA powstało z czterech założycielskich firm, które widziały, że bez jednej organizacji dalszy rozwój będzie koślawy. Eksport wymagał standardów, które Zachód uzna – inaczej pozostawało zamknięcie w lokalnej niszy. Wszystkie te lata, od Glasgow do Gurgaon, pokazały jedną rzecz: indyjska whisky może być światowa, ale musi mówić jednym głosem.
Co dokładnie reguluje IMWA – cele, członkowie i standardy jakości
Większość krajów o rozwiniętym rynku whisky ma swoje stowarzyszenia branżowe – Szkocja SWA, Irlandia IWA, Japonia JSLMA. Indie poszły tą samą drogą, ale z własnym kontekstem. W kwietniu 2024 roku powstało Indian Malt Whisky Association, które od początku starało się przełożyć doświadczenia innych regionów na specyfikę klimatu tropikalnego i młodą tradycję.
IMWA zdefiniowało indyjski single malt dość precyzyjnie. Po pierwsze: 100 % słodowany jęczmień, bez dodatku innych zbóż (to ważne, bo na rynku indyjskim przez lata dominowały mieszanki z melasą). Po drugie: destylacja, dojrzewanie i butelkowanie wyłącznie w Indiach – bez importowania młodych spirytusów z zagranicy. Po trzecie: minimalne dojrzewanie w dębowych beczkach przez 3 lata, choć w tropiku whisky starzeje się o wiele szybciej niż w Szkocji. Po czwarte: minimalna moc butelkowania 40 % ABV. Po piąte: jeżeli na butelce widnieje wiek, oznacza on najstarszy składnik w mieszance, nie średnią.
Każdy z tych punktów ma sens. Wymóg jęczmienia odcina się od „blendów indyjskich” z rozpuszczalnymi spirytusami. Wymóg destylacji w Indiach wzmacnia markę lokalną. Trzy lata to standard międzynarodowy, ale w upale Kerala czy Karnataka whisky traci więcej anielskiego udziału – czasem ponad 10 % rocznie. Minimalny próg mocy chroni przed rozwadnianiem, a oznaczenie wieku buduje przejrzystość.
IMWA wymienia kilka celów głównych: obronę jakości i reputacji indyjskiej single malt, dążenie do uzyskania oznaczenia geograficznego (GI), promocję marki „Made in India” na rynkach eksportowych, wspieranie spójnych standardów etykietowania. To nie są puste hasła. Oznaczenie geograficzne da ochronę prawną, podobnie jak ma Scotch czy Irish whiskey.
Założyciele to cztery firmy: John Distilleries (marka Paul John), Amrut Distilleries (Amrut), Radico Khaitan (Rampur) i Piccadily Agro (Indri). W listopadzie 2025 roku dołączyło Diageo India. Te podmioty wytwarzają ponad 90 % indyjskiej single malt dostępnej za granicą. Amrut sprzedaje się w 50 krajach, Paul John w ponad 40. To nie przypadkowi gracze.
Porównanie ze Szkocją czy Irlandią pokazuje więcej podobieństw niż różnic. Wszystkie trzy organizacje walczą o standardy jakości, chronią oznaczenia geograficzne, edukują rynek. Różnica leży w klimacie: angel’s share w Indiach sięga 12-15 % rocznie wobec 2 % w Szkocji. Dlatego IMWA nie może po prostu skopiować brytyjskich przepisów – musi je zaadaptować.
IMWA prowadzi też działania „miękkie”. Dialog z regulatorami w Indiach, kampanie edukacyjne, podkreślanie odpowiedzialnej konsumpcji – szczególnie po dołączeniu Diageo, które ma własne programy społeczne. Nie są to jeszcze spektakularne sukcesy, ale fundament pod nie jest.
Zdefiniowane ramy mają konkretny sens – określają granice produktu i ambicje organizacji. W następnej części zobaczymy, jak te ramy wpływają na rynek i ile są warte w praktyce.

IMWA na globalnej scenie – znaczenie, kontrowersje i możliwe scenariusze
Indie to ciekawy przypadek. Konsumują połowę całej whisky na świecie – czytałem, że jakieś 50 procent – ale przez lata nikt o tym głośno nie mówił, bo większość tego to był tani alkohol, często nawet nie do końca prawdziwa whisky w zachodnim rozumieniu. A teraz Indian Malt Whisky Association chce to zmienić i sprawić, żeby świat wreszcie zauważył indyjskie single malty.
I właściwie to działa. Indri – marka, którą pewnie jeszcze dwa lata temu znało może kilku geeków – dostała tytuł najlepszej whisky świata w 2023 roku na Whiskies of the World Awards. Konkretnie. Sprzedaż poszybowała w górę o jakieś 500 procent, przekroczyli 100 tysięcy skrzynek w dwa lata. To nie jest jakiś margines, to realna zmiana na rynku. Amrut i Paul John już wcześniej zdobywały nagrody, ale Indri to jakby przełom – nagle ludzie z branży zaczęli poważnie traktować Indie. No i niedawno Mansha też dostała wyróżnienie w 2025, więc widać schemat.
| Fakt | Znaczenie dla rynku |
|---|---|
| Indri „najlepsza whisky świata” 2023 | Legitymizacja indyjskich single maltów w oczach krytyków i konsumentów premium; wzrost zainteresowania całą kategorią |
| Wzrost eksportu marek jak Paul John | Przełamanie stereotypu, że Indie to tylko lokalny masowy rynek; otwieranie dystrybucji w Europie i USA |
| Dołączenie Diageo do IMWA | Międzynarodowy gigant daje sygnał, że Indie to przyszłość – przyciąga uwagę inwestorów i partnerów handlowych |
Teraz IMWA złożyła wniosek o oznaczenie geograficzne (GI) dla „Indian Single Malt”. To taka ochrona prawna – podobna do tej, którą mają Szkoci ze Scotch Whisky czy Francuzi z koniakiem. Jeśli przejdzie (a myślę, że przejdzie gdzieś w 2026 roku), to nikt nie będzie mógł nazwać swojego produktu „Indian Single Malt”, jeśli nie spełnia standardów. Walka z podróbkami, ale też instrument negocjacyjny w handlu międzynarodowym. Indie mogą powiedzieć: my chronimy naszą kategorię tak samo profesjonalnie jak wy.
Jest w tym trochę paradoks, bo z jednej strony IMWA buduje tę globalną reputację – wszyscy członkowie trzymają się standardów, więc kupując indyjskiego malta wiesz, czego się spodziewać. Z drugiej strony słychać głosy, że to klub dużych graczy. Mniejsze destylarnie, które może nie mają kapitału na certyfikacje czy długoletnie starzenie, mogą zostać z boku. Chociaż z tego, co widziałem, IMWA też przyjmuje mniejszych – ale czy każdy może sobie pozwolić na te procedury? Nie jestem pewien.
Są różne perspektywy na to, co IMWA robi:
• Entuzjaści i większość członków: mówią, że organizacja wreszcie unifikuje branżę, kończy z chaosem i dzięki temu indyjska whisky może konkurować ze Scotch czy japońską whisky na równych zasadach. Budowanie globalnego zaufania, jasne standardy.
• Krytycy (głównie lokalni, niektórzy niezależni producenci): widzą ryzyko monopolizacji przez kilka dużych firm (Radico Khaitan, John Distilleries, Piccadilly), obawiają się, że mniejsze marki regionalne stracą możliwość wejścia na rynek lub będą zmuszone do kosztownych dostosowań.
• Zachodni eksperci i barmani: chwalą indyjskie malty za innowacyjny profil smakowy – tropikalny klimat przyspiesza starzenie, więc 5-letni malt z Indii może smakować jak 10-letni ze Szkocji. Eksperymentowanie z cask finishes (beczki po winach, rumach) też zbiera dobre recenzje.
Myślę, że w ciągu trzech do pięciu lat zobaczymy kilka rzeczy

Jak wykorzystać wiedzę o IMWA – wnioski dla konesera i branży
Przez lata indyjska whisky to był konkurs popularności dla produktów z melasy – tańszych, dostępniejszych, ale dalekich od szkockiego czy japońskiego rzemiosła. IMWA zmieniła tę grę. Wprowadzenie wspólnych standardów i jednolitej definicji single malt sprawiło, że indie przestały być egzotyczną ciekawostką, a stały się poważnym graczem na globalnym rynku. To nie jest kwestia samej nazwy – to zmiana jakościowa, która porządkuje rynek i buduje zaufanie kupujących.
Wnioski dla konesera
Ktoś, kto rozumie rolę IMWA, przestaje wybierać butelki po omacku. Teraz wie, że oznaczenie wieku na etykiecie ma sens – nie jest marketingowym chwytem, lecz gwarancją minimalnego dojrzewania. Rozróżnia też produkt z melasy od prawdziwej single malt i ma świadomość, że nie każda indyjska whisky spełnia te same kryteria.
To otwiera pole do zadawania lepszych pytań. W sklepie czy barze warto pytać o pochodzenie zboża, typ beczek użytych do leżakowania, czas produkcji. Sprzedawca, który zna się na rzeczy, odpowie – a jeśli nie, to może znak, żeby poszukać gdzie indziej. IMWA daje narzędzia, by nie kupować kota w worku.
Degustacje indyjskich malts mają teraz kontekst. Można porównywać klimat tropikalny z umiarkowanym, obserwować, jak szybsze starzenie wpływa na profil smakowy, i zrozumieć, czemu niektóre whisky mają „gęstszy” charakter niż szkockie odpowiedniki. To nie tylko przyjemność w kieliszku – to świadomy wybór oparty na wiedzy.

Szanse dla branży
Dla importerów i dystrybutorów rosnący prestiż indyjskiej single malt to sygnał do działania. Portfolio warto wzbogacić o kilka marek, które spełniają standardy IMWA – nie wszystkie od razu, ale te najbardziej rozpoznawalne lub te, które mają ciekawy profil. Klienci zaczynają pytać o takie butelki, a ich brak na półce może oznaczać stratę.
Właściciele barów i restauracji mogą edukować swoich gości. Krótka opowieść o IMWA przy podawaniu drinku buduje wartość – nagle to nie jest „jakaś whisky z Indii”, lecz produkt objęty jednolitymi regułami, który wart jest uwagi. Tego typu narracja sprzedaje się sama.
Inwestorzy z kolei mogą śledzić dynamikę rynku. Niektórzy rozważają zakup beczek – choć to wciąż nisza, to potencjał wzrostu jest spory. Jeszcze inni patrzą na marki, które dopiero zaczynają eksport i mogą zyskać na wartości w kolejnych latach. Ryzyko oczywiście istnieje, ale IMWA ogranicza chaos i daje punkt odniesienia.
Można patrzeć na IMWA jak na nudny temat prawno-handlowy, ale to byłby błąd. To fragment szerszej historii: jak Indie przechodzą od taniego alkoholu masowego do wyrafinowanych trunków premium, od kopii do oryginalności. Warto samemu przetestować w kieliszku, co za tym stoi – nie na podstawie mitów czy marketingu, lecz konkretnej butelki z etykietą spełniającą standardy stowarzyszenia. Bo teraz wiadomo, na co patrzeć.
Tony
redakcja inwestycje & sport
Premium Journalist

