Faktem jest, że nauka w szkole z internatem w Stanach Zjednoczonych to duża inwestycja. Jednak właśnie jako inwestycja powinna być rozpatrywana – amerykański system nauczania daje możliwości, których próżno szukać w polskiej oświacie.
Jak podaje Independent School Council, organizacja zrzeszająca prywatne szkoły z internatem, w ubiegłym roku liczba polskich uczniów w Wielkiej Brytanii, czyli w kraju gdzie takich szkół jest najwięcej, wzrosła o 37%. Wzrost o 37% jest bardzo wysoki, w innych krajach świata ta liczba uczniów utrzymuje się na takim poziomie jak rok wcześniej, czasem nieznacznie spada lub rośnie o 0,5-1%, a w Polsce ten wzrost o 37% jest rzeczywiście znaczący – podkreśla Barbara Salamon, po czym dodaje: Gdy zaczynałam swoją karierę, praktycznie wszyscy uczniowie wyjeżdżający z Polski to byli licealiści, po drugiej klasie, czyli wyjeżdżali na ostatnie dwa lata nauki. Tak naprawdę tyle wystarczy, żeby zdobyć dyplom brytyjski A-levels czy maturę międzynarodową. Jednak odkąd nie ma w Polsce gimnazjum, mniej więcej 40% uczniów wyjeżdża już po ósmej klasie na cztery lata nauki. Warto zaznaczyć, że około 20% moich podopiecznych to są dzieci jeszcze młodsze – najmłodsi wyjeżdżający ze mną mają 11 lat, co roku jest kilka takich osób, a w szkołach szwajcarskich zdarzają się już 7-latki z Polski, jednak tu mowa o rodzinach, które mają już wielopokoleniową tradycję takiej nauki.
Inne dziecko, inne potrzeby
Często rodzice przychodzą do mnie dzięki tzw. poczcie pantoflowej – ktoś ze znajomych polecił im konkretną, zagraniczną szkołę. Jednak w tym momencie zaczyna się moje działanie – to, że dana szkoła jest odpowiednia dla jednego dziecka, nie znaczy, że dla drugiego też będzie. Z resztą nie ma szkoły idealnej. Zwykle moje spotkania zaczynają się od konsultacji z rodzicem – ustalamy plan pracy, rozmawiamy, czy w ogóle w przypadku ich rodziny taki wyjazd ma sens. Gdy już nawiążemy współpracę przeprowadzamy diagnozę ucznia. Dziecko robi testy i to w zależności od wieku, od poziomu znajomości języka obcego. To są różne testy – językowe, predyspozycji ucznia. Ja przeprowadzam też zawsze osobiście wywiad z każdym uczniem i na podstawie informacji, które mamy, przygotowujemy propozycje pięciu lub sześciu szkół pasujących do profilu danego ucznia i do oczekiwań rodziców. Zwykle wybieramy około dwóch, trzech szkół, do których aplikujemy – opowiada doradczyni edukacyjna Barbara Salamon, po czym zaznacza: Nie ma dwóch takich samych szkół i nawet jeśli to są podobne szkoły, bo tak, większość szkół z internatem w Europie to będą szkoły z programem brytyjskim, czyli A-levels na etapie liceum albo z programem matury międzynarodowej IB. I tutaj ja zwykle zaczynam od tego rozróżnienia, jaki to będzie program. Rzadziej w Europie zdarzają się szkoły z systemem amerykańskim, ale z kolei w Stanach Zjednoczonych są głównie takie albo też wspomniana matura międzynarodowa IB.Programy różnią się tak bardzo, że jeśli dla danego ucznia odpowiedni jest IB, to A-level zupełnie nie i na odwrót.
Amerykańskie szkoły z internatem zawsze szukają różnorodności kulturowej wśród uczniów, a polskie rodziny tradycyjnie rozwijają skupionych, otwartych, zmotywowanych i kreatywnych młodych dorosłych. Ogólnie rzecz biorąc, te cechy charakteru w połączeniu z duchem przygody napędzają uczniów do osiągania nieoczekiwanych rezultatów. Amerykańskie szkoły z internatem, które oferują wymagające, ale i bardzo rozbudowane i ciekawe programy akademickie. Uczenie się przez doświadczenie, różnorodne wymiany kulturowe w ramach programu z internatem i cenią indywidualną kreatywność, pozwalając uczniom tworzyć własną ścieżkę – opisuje przedstawiciel jednej ze szkół z internatem.
A zainteresowanie takim trybem nauki jest coraz większe, co potwierdzają słowa przedstawiciela szkoły, której jeden z internatów mieści się na Broadwayu w Nowym Yorku, nad sklepem Tiffanego: Jako IB World School, Léman Manhattan Preparatory School ma na celu przygotowanie uczniów do stania się zaangażowanymi obywatelami świata i pewnymi siebie liderami, kierującymi się silnym poczuciem celu. Misja szkoły znajduje odzwierciedlenie w jej zróżnicowanej międzynarodowej społeczności, która w tym roku obejmuje uczniów z ponad 70 krajów. Ta różnorodność wzbogaca doświadczenie Léman, wspierając środowisko, w którym uczniowie dzielą się różnymi perspektywami, językami i kulturami. Dla nowych studentów, czy to z Warszawy, czy z Shenzhen, przyjazna atmosfera Léman i globalny sposób myślenia zapewniają płynną integrację z tętniącą życiem społecznością szkoły. Polska staje się coraz bardziej atrakcyjnym rynkiem dla szkół takich jak Léman, ponieważ rosnąca klasa średnia i wyższa poszukuje wysokiej jakości edukacji międzynarodowej. Wiele polskich rodzin chętnie inwestuje w amerykańską edukację znaną ze standardów akademickich i holistycznego podejścia – idealne przygotowanie dla dzieci gotowych do rozwoju w zglobalizowanym świecie.
Szkoły w USA stawiają na różnorodność i indywidualne podejście
Jak podkreśla przedstawiciel szkoły Cardigan Mountain School z New Hampshire – Dywersyfikacja międzynarodowych zapisów jest priorytetem biur rekrutacyjnych wielu najlepszych szkół z internatem w Stanach Zjednoczonych. Zróżnicowana społeczność szkolna przynosi korzyści wszystkim członkom – zarówno uczniom, jak i wykładowcom – łącząc ludzi z różnych kultur i środowisk. Zróżnicowana społeczność szkolna przynosi korzyści wszystkim członkom – zarówno uczniom, jak i wykładowcom – łącząc ludzi z różnych kultur i środowisk. Aby osiągnąć ten cel, osoby odpowiedzialne za rekrutację starają się współpracować z renomowanymi i doświadczonymi firmami doradztwa edukacyjnego w krajach, w których istnieje wykazane zainteresowanie studiowaniem za granicą ze strony potencjalnych rodzin. Takie rozmowy stanowią okazję dla rodzin, aby dowiedzieć się więcej o poszczególnych szkołach i ich programach, a także dla przedstawiciela szkoły, aby zrozumieć cele edukacyjne potencjalnych kandydatów, w celu ustalenia, czy istnieje dobre dopasowanie między uczniem a instytucją.
Motywacje do wybrania takiego właśnie rozwiązania nauki dla dziecka są różne. Pani Barbara dzieli rodziców na trzy kategorie – rodzice uczniów często bardzo zdolnych, bardzo ambitnych, którzy chcą, żeby ich dziecko studiowało na najlepszych uniwersytetach świata, czyli Oxford, Cambridge, Ivy League w Stanach Zjednoczonych. Drugą grupą są rodzice dzieci, które mają dużo zajęć pozalekcyjnych – na kampusach szkół z internatem można robić praktycznie wszystko. To są takie małe wioski przypominające trochę kampusy uniwersyteckie w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście każda szkoła ma swój własny profil i ma swoje mocne strony, mocne sporty, mocne zajęcia artystyczne. I to pomaga logistycznie – zauważa Barbara Salamon.
Nasz syn ma dopiero 14 lat, więc to nie jest tak, że my rozważaliśmy wcześniej, że jak nasze dziecko skończy szkołę podstawową, to pójdzie do szkoły zagranicznej. Myśleliśmy o klasie trzeciej i czwartej, czyli ostatnich klasach szkoły średniej. Taki mieliśmy pomysł.
Syn pojechał na próbę do Kanady na Summer School. Przyjechał zachwycony, ale cały czas rozmawialiśmy, że myślimy o trzeciej i czwartej klasie liceum. I byliśmy nastawieni na Kanadę, jako sprawdzony system, ale też bezpieczne miejsce. Wszystko się tak naprawdę zaczęło od zeszłorocznych targów Boarding School Expo organizowanych przez Excellence in Education Barbary Salamon. Pojechaliśmy, żeby po prostu zobaczyć, co tam się dzieje, trochę posłuchać, bez żadnego konkretnego nastawienia. Mieliśmy tam rozmowy z przedstawicielami różnych szkół. Koniec końców daliśmy się namówić na rozmowę ze szkołami z USA.
Trzecią grupą są rodzice uczniów z orzeczeniami z poradni psychologiczno-pedagogicznych. W Polsce mamy coraz więcej takich uczniów, w ogóle na świecie, dlatego że rośnie świadomość i rośnie diagnostyka tych różnorodności. I polskie szkoły nie zawsze są w stanie zaopiekować się, należycie tym uczniem, głównie ze względu na brak kadry. Z kolei szkoły z internatem mają świetną kadrę, mają dużo asystentów, dużo wsparcia dla takich uczniów i będąc w odpowiedniej szkole, ten uczeń może rozwinąć swoje talenty i nie być tak sfrustrowany, jak często jest, będąc w szkole polskiej – podkreśla doradczyni edukacyjna.
Wyjazd do szkoły za granicę – powód do obaw?
Rodzice najczęściej obawiają się utracenia więzi z dzieckiem, na drugim miejscu jest obawa o bezpieczeństwo, bo jednak młody człowiek, nastolatek będzie funkcjonował w innym kraju kilkaset lub kilka tysięcy kilometrów od domu – zauważa Barbara Salamon, właścicielka Exellence in Education. Te obawy często są rozwiewane już po kilku miesiącach pobytu dziecka. Dlaczego? Dlatego, że ta więź jest trochę inna niż przed wyjazdem, ale rodzice często opowiadają mi już po paru tygodniach, że rozmawiają z dzieckiem kilka razy w tygodniu przez telefon i te rozmowy są jakościowo dużo lepsze niż te, które mieli gdzieś tam w biegu, mijając się w kuchni czy w przedpokoju w domu, gdzie padały tylko pytania, czy wyprałeś sobie ubranie na piłkę albo co masz zadane. Rozmawiają po prostu o poważniejszych sprawach – dodaje.Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo, jak podkreśla Barbara Salamon: tradycyjne kampusy są bardzo bezpieczne, niemal jak twierdze. Często mieszczą się poza miastem. Tam nie ma możliwości, żeby ktoś z zewnątrz wszedł, nie ma możliwości, żeby dziecko niezauważenie wyszło z takiego kampusu.
Z kolei uczniowie najczęściej obawiają się utraty znajomych. Rówieśnicy to dla nastolatków cały świat i młodzież boi się, że te kontakty po prostu straci, że stracą przyjaciół, stracą kolegów. Rzeczywiście te więzi z nastolatkami z miasta, z którego uczeń jest, ulegają rozluźnieniu, dlatego że oni po prostu nie widują się na co dzień, ale nawiązanie kontaktów z rówieśnikami na kampusie przebiega bardzo łatwo i przyjemnie, dlatego że tam nie wychowawcy i cały program szkoły też jest tak zbudowany, że jest w tym building, dzieci się poznają, integrują. No i nawiązują świetne znajomości, które otwierają im umysł na różne kultury, różne światopoglądy. I druga, taka większa obawa dotyczy też relacji, ale nawiązania nowych relacji w nowym kraju, w nowej szkole. Uspokajam – nawiązanie kontaktów z rówieśnikami na kampusie przebiega bardzo łatwo i przyjemnie, dlatego, że stosowany jest team-building, dzieci się poznają i integrują. W efekcie nawiązują świetne znajomości, które otwierają im umysł na różne kultury, różne światopoglądy i często trwają wiele lat – wyjaśnia Barbara Salamon.
Inwestycja w dzieci nie musi być niepewna
Często słyszy się, że inwestycja w dzieci to najbardziej niepewna z możliwych – nigdy nie wiadomo co z tego wyjdzie. W przypadku wyjazdu do szkoły poza granice kraju mówimy o inwestycji długotrwałej i pochłaniającej znaczne środki. Są jednak metody, aby sprawdzić czy to rozwiązanie jest odpowiednie dla naszego dziecka.
Ja rodzinom, które mają jeszcze na to czas, czyli przychodzą do mnie na kilka lat przed planowanym rozpoczęciem nauki zagranicą, tak minimum na półtora roku przed, proponuję wyjazd dziecka na summer school, czyli kurs letni na kampusie zagranicznej szkoły. Podczas takiego kursu uczeń mieszka na kampusie, widzi jak to jest mieszkać w takiej większej społeczności, mieć regulamin, do którego trzeba się stosować i sprawdzić, czy to jest rzeczywiście dla niego, czy będzie czuł się dobrze i czy chce wyjechać do takiego miejsca na dłużej – wyjaśnia Barbara Salamon i dodaje: Drugą opcją jest udział w wydarzeniu Boarding School Expo – konferencji i targach, które odbędą się 28 września w Warszawie w hotelu Belotto. Podczas tego wydarzenia odbędzie się konferencja, na której wystąpienie będą mieli absolwenci szkół z internatem, niektórzy tacy, którzy ukończyli szkołę w tym roku, ale też tacy, którzy są już dojrzałymi ludźmi i oni będą opowiadać o motywacjach, które ich skłoniły do wyboru szkoły, o początkach w tych szkołach i jak pobyt w szkole z internatem wpłynął na ich życie. Będzie też wywiad z rodziną, która ma dziecko w szkole z internatem oraz prelekcje o tym, jakie są rodzaje szkół, jak wybrać szkołę i czym różni się edukacja od siebie w różnych krajach.
Nie ulega wątpliwości, że edukacja w szkołach z internatem to spora inwestycja, nieosiągalna dla większości polskich rodzin. Dla przykładu dla absolwenta ósmej klasy podstawówki, czyli dla ucznia, który wyjeżdża do liceum, średnią kwotą jest około 250-300 tys. zł za rok nauki. Najniższy koszt będzie np. w Hiszpanii i Portugalii, gdzie dobre szkoły można mieć już za 40 parę tys. euro. Te najpopularniejsze szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii kosztują zwykle tak od 200-300 tys. zł w zależności od lokalizacji, od kampusu itd. Podobne ceny, trochę ciut wyższe są w Ameryce Północnej. Z kolei najdroższe szkoły, te z najwyższej półki są zlokalizowane w Szwajcarii, gdzie w roczny pobyt dziecka należy zainwestować od 0,5 mln do nawet 800 tys. zł – opisuje Barbara Salamon.
Te kwoty mogą wydawać się duże, jednak Barbara Salamon podkreśla: Warto pamiętać, że w skład czesnego wchodzi nauka, zamieszkanie z wyżywieniem, dostęp do pełnego zaplecza sportowego, czyli baseny, czasem stadnina koni, boiska, siłownie, wszystko co dana szkoła ma do zaoferowania. Dodatkowym kosztem poza czesnym są wizy i ewentualne ubezpieczenie, jeśli przy danej wizie jest wymagane i nie jest akceptowane to oferowane przez szkołę. Kolejnym dodatkiem jest kieszonkowe, ale to symboliczne sumy, ponieważ to są kwoty rzędu kilkudziesięciu euro czy funtów tygodniowo. I to kieszonkowe jest dzieciom potrzebne tylko na wyjście do Starbucksa czy McDonalda i tego typu rzeczy – wszystko mają zapewnione na kampusie. Nawet pomiędzy posiłkami zawsze są owoce, jakieś przekąski i napoje. Ostatnim dodatkowym kosztem są bilety lotnicze. Jeśli dziecko chodzi do szkoły z internatem w Europie lub Wielkiej Brytanii, kilka razy w roku będzie przylatywało na ferie do domu – szkoły dzielą rok na 3 trymestry. Jeśli zaś dziecko będzie w Ameryce Północnej i na wszystkie ferie nie ma sensu, żeby przylatywało, po pierwsze ze względu na ceny biletów, po drugie na zmęczenie podróżami międzykontynentalnymi, wtedy jeśli dziecko zostaje na kampusie na czas ferii, trzeba dodatkowo zapłacić za każdy taki czas około 700-800 dolarów.
Nacisk na rozwój jednostki kluczem do sukcesu
My mamy bardzo zdolne dziecko, w związku z tym stawialiśmy poprzeczkę jeszcze wyżej. To co było ogromną wartością w trakcie rozmów naszego syna z przedstawicielem, czy moich pytań, to była kwestia różnorodności oferty edukacyjnej, ale też poziomu edukacji. Dlatego, że nasz syn, mimo, że szedł ścieżką szkół prywatnych w Polsce, dla niego szkoła była„za ciasna”, w takim znaczeniu, że on by musiał iść indywidualnym tokiem z wielu przedmiotów. Bardzo szybko przyswajał wiedzę z różnych dziedzin. To co dla naszego syna było szalenie ważne w edukacji w Stanach, to to, że to on sam tworzy swój program zajęć lekcyjnych w ciągu roku. Może dobrać zajęcia, które są jego mocną stroną, na przykład nauki ścisłe, ale jednocześnie, może rozwijać się z historii czy geopolityki, której nie ma w ogóle w Polsce, a którą również kocha. Jednocześnie fajnie rozwinięta oferta sportowa, bo nasz syn od wielu, wielu lat jest zaangażowany w różne dyscypliny sportu – zauważają rodzice 14-latka, po czym dodają: Druga ważna rzecz, to, to, że te przedmioty jednocześnie możesz dobrać na swoim poziomie edukacyjnym. Jakby nasz syn poszedł do szkoły w Polsce, to albo byłby w klasie z rozszerzoną matematyką i fizyką, albo informatycznej i nie miałby absolutnie wtedy swojej historii, geopolityki, innych rzeczy, które go interesują. Musiałby jednocześnie iść z wszystkich przedmiotów poziomem 1 klasy liceum, bo taki mamy system, a on już dziś jest z kilku przedmiotów na zajęciach o statusie Honors, czyli rozszerzonym i uczy się tych przedmiotów z uczniami ze starszych klas.
W USA przedmioty, które sobie wybrał, to np. matematyka na poziomie naszej trzeciej klasy licealnej. Chodzi też od razu na zajęcia z literatury amerykańskiej, a nie na zajęcia angielskiego dla obcokrajowców, bo ma mocny angielski.Ma teraz zajęcia z Western Civilization. To nie jest typowa historia, tylko wybrane obszary historii, które go interesują. Tam też nie ma matematyki tak po prostu, jest algebra I i II, geometria i tak dalej. Dobierany jest poziom do możliwości dziecka i uczeń rozwija się na tym poziomie, na którym rzeczywiście jest. Ma różnorodne zajęcia z uczniami z różnych klas. Nie jest przypisany do 30-osobowej klasy, tylko program jest dostosowany do poziomu edukacyjnego i wędruje między zajęciami. Spotyka innych, ciekawych ludzi, którzy też chcą się rozwijać w danym obszarze. Niesamowitą wartością jest też multikulturowość.
Praktyka przede wszystkim
To nie jest teoria, to nie są wykłady. Jest bardzo dużo praktycznych zajęć, biologia jest bardzo praktyczna, pracują w laboratorium, fizyka jest bardzo praktyczna. Wiele zajęć jest praktycznych, mają laboratoria przygotowane pod konkretne przedmioty, mają robotykę, gdzie tworzą po prostu roboty, czyli wiele takich zajęć, których w Polsce po prostu by nie mógł doświadczyć – podsumowuje mama jednego z uczniów Fryeburg Academy, po czym dodaje: Dzisiaj, po miesiącu w szkole, syn jest po prostu zachwycony. Dzwoni do nas prawie każdego dnia i cały czas powtarza, że to był świetny wybór, bardzo cieszy się z zajęć, ma świetnych nauczycieli. Więc to jest ogromna też wartość dla niego. On bardzo chciał dostać się do szkoły zagranicznej i mimo, że wiedział, że to są ogromne pieniądze, a my nie należymy do osób, które z łatwością podjęły tę decyzję finansową, to dziś wiemy, że warto było. Szkoła zagraniczna ma szansę być szkołą dla każdego dziecka.
Szkoła w USA nie musi być marzeniem
Powiem otwarcie – podkreśla mama 14-latka – rozmawiam ze znajomymi, jestem „ambasadorką” edukacji zagranicznej i wiem, że nikt z nas w Polsce nie myśli w taki sposób i myślimy, że to jest tak bardzo odległe i niemożliwe, niedostępne finansowo dla większości rodzin w Polsce. Też tak myślałam, ale dostępne są różnego rodzaju stypendia dla wyjątkowo uzdolnionych uczniów, merytorycznie czy sportowo. Oczywiście, że trzeba mieć swoje środki i to jest ogromna inwestycja, jednak otwarcie mogę powiedzieć, że dołożymy wszelkich starań, żeby nasze dziecko szło edukacją zagraniczną, bo widzimy naprawdę ogromną wartość, jego rozwój, nie tylko intelektualny, ale też taką dojrzałość życiową. I naprawdę to jest warte wszystkich pieniędzy. To jest tak wielowątkowy rozwój, że jak patrzę na moje dziecko po miesiącu w tej szkole, jestem pod ogromnym wrażeniem nie tylko jego rozwoju, ale też radości ze szkoły, a to jest szalenie ważne. On lubi to miejsce, lubi tam chodzić, lubi dyskutować z nauczycielami, innymi uczniami. I to jest taką ogromną satysfakcją dla nas. Mój mąż zawsze powtarza, słuchając dziecka swojego i widząc te dobre emocje, że to jest warte wszystkich pieniędzy. Ze swojej strony mogę tylko dodać, że warto zaufać profesjonalistom, a takim bez wątpienia jest p. Basia – podsumowuje.